Park Dzikich Zwierząt w Kadzidłowie – wspaniała, dzika przygoda
Podróże z dziećmi sprawiają, że znane do tej pory miejsca, odkrywają przed nami swoje tajemnice. Od wielu lat jeździmy do Stanicy Wodnej w Bieńkach. Miejsca, w którym czas się zatrzymał. Już parę dni w nim, sprawia, że baterię zostają naładowane na długo. W tym roku postanowiliśmy pobyć trochę dłużej i to w towarzystwie naszego trzyletniego smyka. Co prawda nie udało się nam posiedzieć w spokoju, bo każdy rodzić wie jak to jest przy rozbrykanym maluchu ale za to na nowo odkryliśmy piękno tego miejsca. Spacer do lasu czy też pływanie po jeziorze ukazywało się z całkowicie innej strony, tej dziecięcej, radosnej i pełnej niesamowitości.
Przeważnie gdy tam dotrzemy to nie jeździmy na wycieczki samochodowe po okolicy. W tym roku jednak postanowiliśmy to zmienić i sprawić naszemu małemu smykowi frajdę. Wyruszyliśmy zatem do Kadzidłowa gdzie znajduje się Park Dzikich Zwierząt im. prof. Benedykta Dybowskiego. Muszę przyznać, że gdyby nie nasze dziecko to pewnie o nim byśmy nic nie wiedzieli.
Park Dzikich Zwierząt umiejscowiony jest na terenie Puszczy Pilskiej, przy trasie Ruciane-Nida a Mikołajki. Założony został przez doktora Andrzeja Krzywińskiego. W parku znajdują się przede wszystkim zwierzęta rodzime, rysie, wilki, daniele, puchacze, jarząbki i wiele wiele innych. Z racji na patrona parku, mamy też możliwość podziwiania gatunków syberyjskich i z Dalekiego Wschodu. Park prowadzi także ochronę i reintrodukcję gatunków, które są zagrożone.
Pewnie pomyślicie, że jest to coś w stylu zoo, ale będziecie w błędzie. Najważniejszą różnicą jest to, że nie chodzimy po „wybetonowanych” ścieżkach a bezpośrednio po wybiegach zwierząt (no może z wyjątkiem tych niebezpiecznych). Dzięki temu jesteśmy bardzo blisko nich a także możemy niektóre pogłaskać (oczywiście za zgodą przewodnika). Bo warto dodać, że tutaj chodzimy w grupie z dedykowanym przewodnikiem. Dzięki temu możemy zdobyć ciekawą wiedzę o mieszkańcach parku.
Co do samego zwiedzania to musicie być przygotowani na około półtoragodzinny spacer i przejście około 2 kilometrów. Warto tu dodać, że pomiędzy zagrodami przechodzimy po drewnianych drabinach. W związku z tym odradzane są raczej eskapady z wózkiem, bo może być ciężko, nie tylko przechodząc ale też jeździć po terenie. Zabierzcie ze sobą także picie i ewentualne przekąski. My wybraliśmy się do parku w dość upalny dzień i jeśli mogę to raczej bym odradzała taką pogodę, bo spory teren jest nie zalesiony i przebywa się ciągle na słońcu.
Jedną z wielu atrakcji jest możliwość nakarmienia wybranych zwierząt. O pokarm możecie zapytać w kasie i kupić go za symboliczną złotówkę. Również można pogłaskać niektóre zwierzęta co jest niesamowitą frajdą dla maluchów. No bo kto nie chciałby się pochwalić głaskaniem sarenki? Niemniej najważniejsze jest słuchanie przewodników i trzymanie się ich zasad, a więc nie karmienie zwierząt nieodpowiednim jedzeniem, podchodzenie do zwierząt, które raczej nie mają ochoty na głaskanie czy nie daj boże strasznie ich.
Jeśli chodzi o parę konkretów, to w sezonie letnim, który trwa od 27 kwietnia do końca września zwiedzanie odbywa się codziennie, w określonych porach. Warto zaglądać na ich facebooka bo możecie tam znaleźć dokładnie godziny zwiedzania. Bilety kształtują się w cenie 10 zł do 15 lat a powyżej 20 zł. Dzieci do 3 lat wchodzą za darmo. Ważną informacją jest to, że można płacić wyłącznie gotówką. Przy parku znajduje się bezpłatny parking, choć w sezonie wakacyjnym może być tam ciężko zaparkować. Nie znajdziecie tam także lokali gastronomicznych i tym podobne, poza jedną restauracją.
Choć męcząca była to wycieczka to muszę przyznać, że bardzo ale to bardzo udana. Podziwianie zwierząt z bliska, patrzenia na stada kopytnych, możliwość pogłaskania niektórych sprawiało frajdę nie tylko naszemu smykowi ale i nam. Gorąco polecam każdemu kto jest w okolicy i chce poczuć się bliżej natury.