Ochotnico Górna witaj!
Jak są ferie to trzeba jechać w góry nieprawdaż? Pamiętam jak przez całą szkołę podstawową i liceum ferie zawsze kojarzyły się mi z wyjazdem w góry i szusowaniem po stokach. Nawet na studiach potrafiłam opuścić sesję aby pozjeżdżać na nartach. A potem, cóż zrobiła się długo przerwa w zimowych wyjazdach aż do tego roku, kiedy to wspólnie ze znajomymi obraliśmy górski kierunek wypoczynku.
Po wielu poszukiwaniach, nasza przyjaciółka znalazła dom do wynajęcia w małej miejscowości jaką jest Ochotnica Górna, wsi położonej w województwie małopolskim u podnóży Gorców w kotlinie rzeki Ochotnica. W niedalekiej odległości od Białki Tatrzańskiej i Jeziora Czorsztyńskiego.
Spakowanie pod sam sufit ruszyliśmy przed siebie i po pięciu godzinach wylądowaliśmy w Czajce (pokoje / agroturystyka). Z pogodą nam się trafiło bo śniegu po kolana a zaspy w niektórych miejscach miały z metr wysokości. Pierwszy dzień spędziliśmy na zwiedzaniu okolicy i poszukiwaniu górki na sanki. Cóż poza udanym spacerem, przemoczeniem i nieudanymi próbami zjazdowymi wróciliśmy z zaróżowionymi policzkami na późny obiad. Drugi dzień także zakończył się krótkim spacerem i urokami chodzenia w śniegu po kolana.
Piątek rozpoczęliśmy od poszukiwania górki na sanki. Zapakowani w auta udaliśmy się na Przełęcz Knurowską. Zapowiadało się ciekawie ale plany śnieżnych zjazdów zepsuł śnieg, którego było za dużo a do tego był kopny i wszelkie próby kończyły się zakopaniem.
Głodni śnieżnych zjazdów trafiliśmy do Białki Tatrzańskiej na tor Snowtubing – czyli zjeżdżanie na oponach. Znajduje się on na ul. Środkowej 1 przy Karczmie u Chramca. No i tam przepadliśmy, zarówno dorośli jak i dzieci uskuteczniały oponowe zjazdy. Koszt takiej zabawy to 20 zł pół godziny / 40 godzina. Skorzystaliśmy także z oferty karczmy i zarówno zamówiony rosół jak i żurek były smaczne. Udaliśmy się też na spacer w poszukiwaniu oscypków ale spacer wąskim chodnikiem przy ulicy gdzie non stop jeżdżą auta, do udanych nie należał i szybko zawróciliśmy.
Sobota to kierunek Czorsztyn a dokładnie Zamek w Czorsztynie. Już sama jazda była urokliwa bo widoki były piękne. A samo zwiedzanie? Cóż na parkingu miejsc nie było więc stanęliśmy trochę dalej ale z racji pięknej pogody nie przeszkadzało nam to zbytnio, w końcu dłuższy spacer.
Zwiedzanie zamku kosztuje 8 zł od osoby a droga do ruin jest bardzo przyjemna. Do samego zamku prowadzą schody więc jeśli poruszacie się z maluchami w wózkach to albo je zostawicie pod zamkiem (my tak zrobiliśmy) albo go nie zwiedzicie.
Dumnie brzmiący Zamek w Czorsztynie to tak naprawdę ruiny gotyckiego zamku z XIV wieku. Dużo ich nie zostało ale trzeba przyznać, że to co się zachowało jest bardzo fajnie przystosowane do zwiedzania. Znajdziemy tu tabliczki opisujące dane miejsca, zdjęcia, historię i wszystko to co zainteresuje zwiedzających. Osobiście uważam, że warto się tu wybrać i go zwiedzić.
Jednak to nie był koniec atrakcji bo po namowach postanowiłam spróbować swoich sił na nartach. Udaliśmy się do Polany Sosny, gdzie wypożyczyliśmy narty. Co prawda śmiechu było co nie miara a mój strój (jeansy i długa kurtka) wprost idealnie nadawał się na stok. Ale co tam – raz się żyje.
Po pierwszy strachach i obawach, rozbrykałyśmy się z koleżanką a ja po tych dwudziestu latach przerwy na nowo odkryłam frajdę z jazdy i potwierdziłam, że tego się nie zapomina. Co prawda reszta ekipy spędzała czas przy frytkach i hot dogach cierpliwie na nas czekając, ale chyba nie mieli tego nam za złe.
Niestety wszystko co dobre mija i nadszedł czas powrotu do domu, a szkoda by chętnie znowu poszusowałabym na nartach. W przyszłym roku plan zapowiada się ambitniej bo ekipa zamierza uczyć się jazdy na nartach. Zobaczymy jak będzie 🙂